Mało ostatnio piszę.Od początku roku krąży wokół mnie jakaś zła energia, złe wiadomości, wyniki, nowe problemy, więc wybaczcie mi mój nastrój…czyżby klątwa 13? oby nie, bo jeśli cały rok 2013 ma taki być to ja dziękuję. Od wczoraj wspomagam się sokiem z pokrzywy i herbatą z korzenia mniszka lekarskiego i jestem bardzo ciekaw czy będą jakieś efekty.
Dzisiaj chciałem napisać o artykule jakiś dziś znalazłem, a który mnie bardzo poruszył. Porusza on historię chłopaka zakażonego HBV, który trafił do więzienia w którym zbagatelizowano jego chorobę przez co chłopak zmarł…wmawiali mu symulowanie choroby, a jak zapadł w śpiączkę było już za późno…Winnych oczywiście nie ma..
Jak było? To tajemnica
Dr Lucjan Kępa, ordynator oddziału zakaźnego w bytomskim
szpitalu, podkreśla, że diagnoza w przypadku Wojtka była jednoznaczna:
ostra niewydolność wątroby w wyniku przewlekłego zapalenia typu B. – Nie
wiemy jednak, z jakiego powodu doszło do zaostrzenia – podkreśla. Jak
zaznacza, mógł je spowodować wirus. – U pacjenta w szpitalu
przeprowadzono badania toksykologiczne. Nie stwierdzono u niego śladów
alkoholu czy narkotyków. Nie wiemy, jakie leki zażywał przed przyjazdem.
Mieliśmy co prawda wgląd w książeczkę zdrowia osadzonego, ale tam była
tylko sucha adnotacja, że jest zarażony wirusem typu B. Nie było
napisane od kiedy. Dopiero od rodziny dowiedzieliśmy się, że pacjent
zaraził się jeszcze jako dziecko.
Ordynator podkreśla, że w szpitalu nikt nie wiedział, jakie leki
zażywał wcześniej Wojtek ani w jaki sposób był leczony w więzieniu. Jak
to możliwe?
Beata Bergier, prezes Sądu Rejonowego w
Siemianowicach, mówi, że na potrzeby zakładu karnego kurator sądowy
przeprowadził wywiady z najbliższymi Wojtka. – Ostatni był w marcu tego
roku z matką. W tym materiale przesłanym do Wojkowic wielokrotnie jest
zaznaczone, że osadzony ma problemy z wątrobą, ma dodatni wynik HBs –
mówi.
Dlaczego więc trafił do szpitala dopiero wtedy, gdy wpadł w śpiączkę?
Przedstawiciele więzienia nabierają wody w usta. Major Joanna
Korczyńska, rzeczniczka prasowa zakładu w Wojkowicach, przesłała nam
jedynie krótki e-mail. „Z uwagi na tajemnicę lekarską czy ustawę o
ochronie danych osobowych udzielenie odpowiedzi na pytania dotyczące
kwestii związanych ze stanem zdrowia p. Wojciecha Ligenzy oraz
przebiegiem jego leczenia jest niemożliwe”.
Barbara Ligenza powiadomiła prokuraturę.
– Ktoś czegoś nie dopilnował, zlekceważył i młody chłopak nie żyje – mówi.