Ja tylko na moment! Chciałem tylko napisać, że wróciłem, żyję i mam się bardzo dobrze, choć czuję się jakby ktoś podłączył się do mojego czasu i coraz więcej go na lewo „pożyczał” 🙂 Pisałem, że kocham Budapeszt? Nic się nie zmieniło! Jest przepięknie, jarmark świąteczny wprowadza w cudowny nastrój i tylko brak pełnego wora pieniędzy może zepsuć klimat, bo żeby wszystkiego spróbować trzeba by zamienić się w prawdziwego Św. Mikołaja…i z wyglądu i z majątku wydanego na prezenty. Tym razem mieszkałem w samym centrum miasta w pobliżu Opery Narodowej, teatrów i innych scen. Każdy budynek jest przepiękny! Na szczęście czasy klisz i zwykłych aparatów już minęły i zdjęć można pstrykać bez opamiętania 🙂 Spełniło się nawet jedno z moich małych marzeń. Zawsze chciałem mieć taką łazienkę, z której widać miasto. W hotelowej łazience przy wannie i przy łóżku miałem panoramiczne okno na miasto, więc nawet w wannie mogłem „zwiedzać”, a rano budziły mnie piękne widoki miasta. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i dziś bolesny powrót do rzeczywistości. W pracy nadrabianie zaległości i zamykanie wszystkiego co możliwe, żeby tylko za tydzień uciec na kilka dni na święta. Jutro po pracy długa próba, w czwartek zostałem zaproszony na koncert na rzecz pacjentów po transplantacji, w weekend pewnie znowu próby, a w poniedziałek mam nadzieję wyjechać w rodzinne strony na kilka dni lenistwa. Potem powrót do Warszawy i wyjazd z zespołem nad morze na nasz sylwestrowy koncert. Uffff! Czy tylko u mnie grudzień taki pokręcony czy u Was podobnie? Najważniejsze jest jednak to, że póki co nikt do mnie nie dzwonił z Mysłowic, więc wydaje mi się, że wyniki są OK. Jutro mija tydzień od wizyty i dla pewności zadzwonię z pytaniem co i jak. Trzymajcie kciuki!
