I po strachu :)

0

Jak kazał, tak robię. Oto Ryś we własnej osobie 🙂 Choć nie minął jeszcze dzień od przeszczepu pacjent pełny humoru, żartu…i już zdążył zdenerwować parę pielęgniarek 🙂 Były też próby pozowania do sesji:

„Wstaw koniecznie zdjęcia na bloga i pisz, że transplantacja jest OK”
Jasne, że jest OK! Nigdy nie miałem co tego żadnych wątpliwości. Natomiast po tym co zobaczyłem wczoraj to jestem pod wrażeniem organizacji opieki przy pacjencie. Praktycznie cały czas przy łóżku jest pielęgniarka, która cały czas sprawdza całą aparaturę, leki, samopoczucie. Sprzęt, który sam dozuje leki, super nowoczesne łóżka, które chyba nawet potrafią latać są dowodem na to jak warto inwestować w naukę i jak bardzo potrzebne służbie zdrowia są pieniądze.
Jestem pod wrażeniem tego, że kilka godzin po zabiegu zmienił się wygląd skóry, znikły plamy z twarzy i tego, że pacjent wstaje, chodzi i….może jeść (wczoraj jeszcze kleik, ale dziś normalne dietetyczne posiłki).
Oczywiście nie jest tak, że nie ma bólu. Widać osłabienie, zmęczenie i ponoć czuć w środku kawał dechy, a nie wątrobę, ale nie ma się czemu dziwić.
Ponoć przy dzisiejszych lekach immunosupresyjnych ryzyko odrzucenia przeszczepu jest praktycznie znikome, natomiast około 50% pozostaje z cukrzycą. Póki co Ryś spędzi przynajmniej miesiąc na Odziale Intensywnej Terapii, a potem  powrót do normalnego życia.
O przeszczepie wątroby możecie poczytać na portalu przeszczep.pl
AAaaaa….dbajcie o zęby!!! Oczywiście zgubiłem się na terenach Szpitala Dzięciątka Jezus. Nie wiedziałem, że cały kompleks składa się z kilkunastu budynków, dziedzińców, magazynów…jednym słowem zwiedziłem wszystko. Zbliżając się do jednego z wejść zauważyłem, że z ławki spada człowiek i leży na chodniku. Biegnę do niego przez trawnik. Nikogo nie ma.Człowiek na szczęście przytomny, ale siny, pluje , ksztusi się…Wbiegam do szpitala i wołam, że potrznuję pomocy. Jakaś Pani krzyknęła i zaraz miał ktoś przyjść. W międzyczasie pojawiła się jakaś kobieta, która razem ze mną czekała przy leżącym. Czekamy minutę, dwie, trzy….nikogo nie ma..Pojawia się ktoś, kto chce wezwać karetkę (a stoimy przy wejściu do szpitala przypomnę)…Brawo..pojawiają się dwie pielęgniarki i ze skrzywioną miną mówią „A to musi być od razu nasz pacjent?, my zadzwonimy po melexa to go zawiozą na izbę przyjęć”…Myślę sobie dramat. Jedna łaskawie podchodzi do tego człowieka i mówi „aaa to my Pana znamy. Pan u nas był z zębami właśnie na kontroli, pewnie Pan nic nie jadł i zrobiło się słabo” i poszla… Nadal czekamy. Udało się posadzić Pana na ławce  (wiek 40+). Widać, że spuchnięta szyja, robiona tracheotomia i straszne zęby….Okazuje się, że problemy Pana z duszeniem zaczęły się od momentu wykonania zabiegu przy zepsutych zębach. Do tego jakieś ropnie szyjne itp…Nie jestem lekarzem, więc nie wiem czy to prawda, ale okazuje się, że ma to ogromny wpływ na stan zdrowia przy zabiegach. Jeśli jest inaczej poprawcie mnie. Dalej czekamy. Zdenerwowana Pani biegnie do szpital żeby ktoś łaskawie się tym człowiekiem zajął. Po kolejnych 5 minutach schodzą te same pielęgniarki i wpadają na cudowny pomysł „Może byśmy Pana wnieśli do nas, żeby nie marzł”…EUREKA! Transportując Pana po schodach zdążył przyjechać melex i zagrał go do Izby….Wszystko trwało jakieś 15-20 minut. Dłużyło się w cholerę, a ja się zastanawiam czy my byliśmy przewrażliwieni, czy pielęgniarki znieczulone…..
Miłego weekendowania!
Ja za moment udaję się z przyjaciółmi do Kazimierza Dolnego na weekendowe szaleństwo.

AUTOR

Sebastian Gawlik

Rok 2015 to wielki przełom w moim życiu. 18 grudnia otrzymałem ostateczny wynik potwierdzający moje wyleczenie. Wirus niewykrywalny - JESTEM ZDROWY! Po niemal 8 latach zmagań, nieudanej terapii dwulekowej, wreszcie udało się osiągnąć cel i pozbyć wirusa z organizmu. Niech ten blog będzie wsparciem dla wszystkich, którzy dopiero zaczynają walczyć o swoje zdrowie i nadzieją, że pełne wyleczenie HCV jest możliwe.

This Campaign has ended. No more pledges can be made.